Kubuś Mątewka, ze swoją panią,
pewnego pięknego lata, mianowicie roku pańskiego 2004, postanowili
pojechać do Polski z kotkiem. Wyjazd był niesamowicie ważny gdyż
mama Kubusia hajtała się ponownie i zależało jej by dzieci na tym
ślubie były obecne. Kotek, pers, biedaczek był w podeszłym wieku
chory na chorobę wieńcową i gdy temperatura przekraczała 20
stopni Celsjusza, chrychał jak stary dziad. Kupili bilety na
autobus i ruszyli z Concorde. W drodze jednak kotek dostał zadyszki i chrychawki. Pełni
poświęcenia opiekunowie postanowili nie kontynuować podróży
do ojczyzny i wysiedli na autostradzie, na stacji carfoura na 122
kilometrze od Paryża. Biorąc pod uwagę, że razem mieli do
pokonania około 1500 km, kotek wyciął im nie lada numer na
początku trasy. Zadzwoniła do mnie Ewa, Kubusiowa kobieta :) z
prośbą o pomoc w ratowaniu życia kotka, mianowicie, by ich zawieźć
osobówka do Polandu. Ok, byłem wolny, przede mną cały
weekend, czemu nie? Więc wsiadłem w swojego do połowy szarego
Golfa 2-kę <bo właścicielem drugiej połowy był Soldares,
który mnie potem mało nie ukrzyżował za podróż bez
jego wiedzy>, który przy odpalaniu zadymiał całą
dzielnicę na niebiesko. I poprułem na 122 kilometr na wcześniej
wyznaczoną mi stację. Zastałem tam wakacjowiczów -
autostopowiczów, no i kotka, który już miał się dużo
lepiej i nie zgłaszał charczeniem sprzeciwu do dalszej podróży.
Przed granicą zaczęła się spazma. Kot dostał klaustrofobii i
zaczął się dusić, być może od temperatury bo przekraczała
magiczną temperaturę 20 stopni Celsjusza. Z taką oto niepewnością
przekroczyliśmy granicę Francusko - Belgijską. Kotek jednak
się zbiesił, postanowił pokrzyżować nasze plany. Tak wywalił
jęzor, że sam nie wiedziałem, że tyle języka może wyciągnąć
taki mały kotek. Po czym zaczął tak głośno charczeć, że
zagłuszał mi pracę silnika. Ewa - trauma, Kubuś - spazma, ja -
szok. Co teraz będzie? Kontynuacja? Powrót? Pogrzeb? Ewa
krzyczy, 'Zawracaj! Nie ważne są koszty!' Kubek potwierdził. No to
po 100 kilosach od przekroczenia granicy, nawrotka. Wracając
robiliśmy postoje, dotleniając futrzaka, według mnie cierpiał na
chorobę lokomocyjną. Ciekawe czy aviomarin by mu nie pomógł?
:) Wracaliśmy w stronę granicy i jak zawsze by ją ominąć, a raczej Żandarmów wiecznie tam stojących,
zjechaliśmy do miejscowości Dour przed samą granicą, by wyskoczyć
w Quevrain już po stronie Francuskiej. W Dour akurat był Janek,
który pracował jako dekarz u Turka Erola, handlarza
samochodami. Janek, znajomy z Kolonii, koniecznie potrzebował dostać
się do Paryża. Zatrzymaliśmy się u niego na kawę. Kuba jak
zwykle
posłodził 6 kostek cukru, i jak zwykle kawa nie była dla niego dość słodka. Jak byliśmy poprzednio u Janka z Kubusiem i Soldaresem, Janek pyta zszokowany: 'Ile ty słodzisz?' 'Bo ja lubię słodką' Odparł Kuba, a Soldares zgryźliwie 'Może jeszcze wiaderko mleczka?' :). Janek najpierw wystosował do mnie pytanie, czy może się z nami zabrać. Mówię 'Stary, nie ma sprawy, tylko nie pytaj mnie, bo ja tu jestem wynajęty, ja bym Cię wziął bez zastanowienia. Pytaj Kubę'. Pyta Kubusia, a Kubuś odesłał go do szefowej i ku swemu ogromnemu zdziwieniu dowiedział się, że kategorycznie nie może z nami wracać, bo kotek nie będzie miał miejsca, a i tak o mały włos się nam nie przekręcił. Janek już nie wiedział co robić, jak z nią gadać, jak prosić. Pociąg miał dopiero nazajutrz i to po południu. Podszedł do mnie i mówi 'Daj mi tego kota!' i zrobił gest rozciągający mu kręgosłup do 70 cm za kark i ogon. '... powiemy, że właśnie zdechł :)' 'Czyś ty zwariował??' mówię 'Ja przez tego kotka jadę już 300 kilosów, a ty chcesz go przyłatwić?' Ewa nawet nie wie, że mu wtedy życie uratowałem, ale chyba coś przeczuła, bo jakimś cudem pozwoliła Jankowi jechać z nami. Wracając, kotek uskuteczniał sobie spacery po wszystkich, czując się znacznie lepiej. Był to po prostu francuski kotek, którego nie wolno wywozić z terenu Francji :) Dowiedziałem się niedawno, że kotek już zakończył swój ziemski bieg ... dawałem mu dwa tygodnie, lekarz podobno też, przeżył trzy lata. Silny był persik.
posłodził 6 kostek cukru, i jak zwykle kawa nie była dla niego dość słodka. Jak byliśmy poprzednio u Janka z Kubusiem i Soldaresem, Janek pyta zszokowany: 'Ile ty słodzisz?' 'Bo ja lubię słodką' Odparł Kuba, a Soldares zgryźliwie 'Może jeszcze wiaderko mleczka?' :). Janek najpierw wystosował do mnie pytanie, czy może się z nami zabrać. Mówię 'Stary, nie ma sprawy, tylko nie pytaj mnie, bo ja tu jestem wynajęty, ja bym Cię wziął bez zastanowienia. Pytaj Kubę'. Pyta Kubusia, a Kubuś odesłał go do szefowej i ku swemu ogromnemu zdziwieniu dowiedział się, że kategorycznie nie może z nami wracać, bo kotek nie będzie miał miejsca, a i tak o mały włos się nam nie przekręcił. Janek już nie wiedział co robić, jak z nią gadać, jak prosić. Pociąg miał dopiero nazajutrz i to po południu. Podszedł do mnie i mówi 'Daj mi tego kota!' i zrobił gest rozciągający mu kręgosłup do 70 cm za kark i ogon. '... powiemy, że właśnie zdechł :)' 'Czyś ty zwariował??' mówię 'Ja przez tego kotka jadę już 300 kilosów, a ty chcesz go przyłatwić?' Ewa nawet nie wie, że mu wtedy życie uratowałem, ale chyba coś przeczuła, bo jakimś cudem pozwoliła Jankowi jechać z nami. Wracając, kotek uskuteczniał sobie spacery po wszystkich, czując się znacznie lepiej. Był to po prostu francuski kotek, którego nie wolno wywozić z terenu Francji :) Dowiedziałem się niedawno, że kotek już zakończył swój ziemski bieg ... dawałem mu dwa tygodnie, lekarz podobno też, przeżył trzy lata. Silny był persik.
Moim zdaniem, iż kociaki jako pupile są całkiem miłe. Tym bardziej, iż ja również mam u siebie ładnego kotka. Wielce podoba mi się to co napisano w https://kotymainecoon.pl/maine-coon-najwiekszy-i-najbardziej-przyjazny-kot-domowy/ i moim zdaniem, faktycznie tak jest często. W sumie koty są dość popularnym pupilem domowym.
OdpowiedzUsuń