niedziela, 8 kwietnia 2012

Perski kotek

Kubuś Mątewka, ze swoją panią, pewnego pięknego lata, mianowicie roku pańskiego 2004, postanowili pojechać do Polski z kotkiem. Wyjazd był niesamowicie ważny gdyż mama Kubusia hajtała się ponownie i zależało jej by dzieci na tym ślubie były obecne. Kotek, pers, biedaczek był w podeszłym wieku chory na chorobę wieńcową i gdy temperatura przekraczała 20 stopni Celsjusza, chrychał jak stary dziad. Kupili bilety na autobus i ruszyli z Concorde. W drodze jednak kotek dostał zadyszki i chrychawki. Pełni poświęcenia opiekunowie postanowili nie kontynuować podróży do ojczyzny i wysiedli na autostradzie, na stacji carfoura na 122 kilometrze od Paryża. Biorąc pod uwagę, że razem mieli do pokonania około 1500 km, kotek wyciął im nie lada numer na początku trasy. Zadzwoniła do mnie Ewa, Kubusiowa kobieta :) z prośbą o pomoc w ratowaniu życia kotka, mianowicie, by ich zawieźć osobówka do Polandu. Ok, byłem wolny, przede mną cały weekend, czemu nie? Więc wsiadłem w swojego do połowy szarego Golfa 2-kę <bo właścicielem drugiej połowy był Soldares, który mnie potem mało nie ukrzyżował za podróż bez jego wiedzy>, który przy odpalaniu zadymiał całą dzielnicę na niebiesko. I poprułem na 122 kilometr na wcześniej wyznaczoną mi stację. Zastałem tam wakacjowiczów - autostopowiczów, no i kotka, który już miał się dużo lepiej i nie zgłaszał charczeniem sprzeciwu do dalszej podróży. Przed granicą zaczęła się spazma. Kot dostał klaustrofobii i zaczął się dusić, być może od temperatury bo przekraczała magiczną temperaturę 20 stopni Celsjusza. Z taką oto niepewnością przekroczyliśmy granicę Francusko - Belgijską. Kotek jednak się zbiesił, postanowił pokrzyżować nasze plany. Tak wywalił jęzor, że sam nie wiedziałem, że tyle języka może wyciągnąć taki mały kotek. Po czym zaczął tak głośno charczeć, że zagłuszał mi pracę silnika. Ewa - trauma, Kubuś - spazma, ja - szok. Co teraz będzie? Kontynuacja? Powrót? Pogrzeb? Ewa krzyczy, 'Zawracaj! Nie ważne są koszty!' Kubek potwierdził. No to po 100 kilosach od przekroczenia granicy, nawrotka. Wracając robiliśmy postoje, dotleniając futrzaka, według mnie cierpiał na chorobę lokomocyjną. Ciekawe czy aviomarin by mu nie pomógł? :) Wracaliśmy w stronę granicy i jak zawsze by ją ominąć, a raczej Żandarmów wiecznie tam stojących, zjechaliśmy do miejscowości Dour przed samą granicą, by wyskoczyć w Quevrain już po stronie Francuskiej. W Dour akurat był Janek, który pracował jako dekarz u Turka Erola, handlarza samochodami. Janek, znajomy z Kolonii, koniecznie potrzebował dostać się do Paryża. Zatrzymaliśmy się u niego na kawę. Kuba jak zwykle 
posłodził 6 kostek cukru, i jak zwykle kawa nie była dla niego dość słodka. Jak byliśmy poprzednio u Janka z Kubusiem i Soldaresem, Janek pyta zszokowany: 'Ile ty słodzisz?' 'Bo ja lubię słodką' Odparł Kuba, a Soldares zgryźliwie 'Może jeszcze wiaderko mleczka?' :). Janek najpierw wystosował do mnie pytanie, czy może się z nami zabrać. Mówię 'Stary, nie ma sprawy, tylko nie pytaj mnie, bo ja tu jestem wynajęty, ja bym Cię wziął bez zastanowienia. Pytaj Kubę'. Pyta Kubusia, a Kubuś odesłał go do szefowej i ku swemu ogromnemu zdziwieniu dowiedział się, że kategorycznie nie może z nami wracać, bo kotek nie będzie miał miejsca, a i tak o mały włos się nam nie przekręcił. Janek już nie wiedział co robić, jak z nią gadać, jak prosić. Pociąg miał dopiero nazajutrz i to po południu. Podszedł do mnie i mówi 'Daj mi tego kota!' i zrobił gest rozciągający mu kręgosłup do 70 cm za kark i ogon. '... powiemy, że właśnie zdechł :)' 'Czyś ty zwariował??' mówię 'Ja przez tego kotka jadę już 300 kilosów, a ty chcesz go przyłatwić?' Ewa nawet nie wie, że mu wtedy życie uratowałem, ale chyba coś przeczuła, bo jakimś cudem pozwoliła Jankowi jechać z nami. Wracając, kotek uskuteczniał sobie spacery po wszystkich, czując się znacznie lepiej. Był to po prostu francuski kotek, którego nie wolno wywozić z terenu Francji :) Dowiedziałem się niedawno, że kotek już zakończył swój ziemski bieg ... dawałem mu dwa tygodnie, lekarz podobno też, przeżył trzy lata. Silny był persik.

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem, iż kociaki jako pupile są całkiem miłe. Tym bardziej, iż ja również mam u siebie ładnego kotka. Wielce podoba mi się to co napisano w https://kotymainecoon.pl/maine-coon-najwiekszy-i-najbardziej-przyjazny-kot-domowy/ i moim zdaniem, faktycznie tak jest często. W sumie koty są dość popularnym pupilem domowym.

    OdpowiedzUsuń