Kubuś jest tak barwną
postacią, że słowo Paryż brzmiałoby czarno - biało gdyby Kuba
tutaj nie mieszkał. Kuba Juszczuk, ma tak polskie nazwisko,że żaden
franek nie potrafi go wymówić. Poznałem tego artystę na
pewnej budowie w 11 dzielnicy w 2003 roku. Szefował nam wtedy
Picasso <Piotr Tarn...> na początku budowy, którą
wzięliśmy na spółę z Pierrem <kumplem jeszcze z
Polski> ale, że termin oddania apartamentu był bardzo krótki,
nie skończylibyśmy pracy w terminie. Picasso przydzielił mi i
Pierowi pół mieszkania, a do drugiej połowy, zorganizował
drugą ekipę. Był to właśnie Kubuś i nasz kumpel Krzysiek. Na samym
początku już zrobił na nas ogromne wrażenie niesamowitym, oryginalnym
stylem ubiorowo - fryzurowym. Stoimy sobie przed wejściem do
kamienicy, Picasso miesza nam w głowach, przedstawiając najprostsze
rozliczenia w najbardziej skomplikowany sposób i w pewnym
momencie zza winkla wyłoniło się jakieś słoneczko. Szedł kolo w
tak jaskrawych żółtych ogrodniczkach widocznych z kilometra,
adikach, koszulce jak dobrze pamiętam pomarańczowej tak świecącej
jak kula w dyskotece, no i ta fryzura :) Włosy czarne i na końcach
utlenione, chyba pod kolor, tych ogrodniczek. Właśnie ... powiedziałem
ogrodniczek? :) sorry :) to były zwykłe spodnie robocze z obciętymi
nogawkami. Stanęliśmy jak wryci we trzech i gapiliśmy się bez
słowa z minami "Co to za gość" I usłyszeliśmy `Dzień
dobry` wypowiedziane w jednej sekundzie. Myślę sobie, no niezły
model :) Takie budowy, dla mnie i Piera to chleb powszedni.
Wystartowaliśmy bardzo energicznie bo mieliśmy 10 dni, a na tą
prace potrzeba nam było około 20. Pierwszy dzień, odkleiliśmy
cała tapetę, Kubuś odkleja. Drugi dzień fisiury <pęknięcia>
i impresja <farba podkładowa>, Kubuś odkleja. Trzeci dzień
kładziemy enduit <gips>, Kubuś odkleja. Czwarty dzień kleimy
toile <cienka warstwa waty szklanej> na suficie, Kubuś
skończył odklejać i zaczął otwierać fisiury. Byliśmy gdzieś w
połowie budowy, przychodzi do nas zrezygnowany Kubuś z miną `Mam
wszystko w dupie`. Pytamy: `Co Kuba, kiedy enduit?` a on: `Nie będę
tak zapieprzał w sypialni jak macie taki avons <postęp,
zaawansowanie> w salonie` Rozwalił nas tym tekstem. Po czym się
spakował, poprosił Picassa o kasę za 3 dni i spadł na szczaw
mając wszystko gdzieś. Wyrwał od Picassa wtedy 50e za dzień, a my
tyraliśmy dalej po 10 - 12 godzin, bo oprócz ścian Picasso
zapomniał dodać że to my cyklinujemy parkiet i go lakierujemy, ot
taki maleńki, nieistotny szczególik. Ostatnie dwa dni
wykończenia, lakiery i ostatnie pociągnięcia pędzlem robiliśmy
już z mieszkającymi w środku ludźmi. Nawet Brigitte na tamtej
budowie lakierowała z nami parkiet do 22H00. Co jest najciekawsze,
przy rozliczeniu jak to zawsze z Picassem okazało się że gdy
obliczyliśmy normalny 8-mio godzinny dzień pracy, wyszło nam po
40e dniówki za taką harówkę (gdy normalna dniówka wynosiła 70e do 80e), a Kubuś model dostał 5
dych za totalną ściemę. To jest po prostu Kubuś.
Pier i Krzysiek od tamtej
budowy już z Picassem nie współpracowali, ja mu uwierzyłem
jeszcze raz. Kolejna robota była w Creteil 22 km od Paryża w
Petlandzie, sklepie zoologicznym którego właścicielem był
arab o bardzo znanym imieniu Osama :) Miałem tam rozebrać klatki
dla psów i kotów i zbudować większe. To w tym sklepie
rozegrała się cała historia z Amelie, ale o tym może kiedy
indziej ;) Osama był także właścicielem garażu <komisu>
gdzie mnie zatrudnił gdy sprzedawał zwierzyniec innemu `francuzowi`
Limowi z Wietnamu. Od niego kupiłem mój pierwszy samochód
we Francji. Był rok 2004. Biały golf 3 turbo diesel. Był naprawdę
szybki, szkoda tylko, że nie spojrzałem na przednie opony które
były rajdowe, slicki, tylko do użycia na suchym torze. Były tak
łyse jak głowa Samiego. Jazdę próbną przeprowadziliśmy z
Kubusiem. A jak? :) Skutek był taki, że po 15 minutach bycia
szczęśliwym posiadaczem białego bolida i po 10 minutach od
wyjechania z garażu Osamy trafiliśmy 6 samochodów na raz.
Czy to jest w ogóle możliwe? Otóż w normalnym
fizycznym świecie to jest akcja jedna na milion, po której
auto odjedzie z miejsca wypadku. Otóż był już zmierzch,
wyjechaliśmy z garażu Osamy w Villeneuve Saint Georges,
pojechaliśmy przez Limeil - Brevannes i w Saint Germain en Laye
wyskoczyliśmy na nasjonalce 19 w kierunku Creteil i Paryża. Jak
tylko ruszyliśmy zaczęło mżyć. Bardzo zdenerwowałem się
faktem, że nie działały żadne dmuchawy, bo szyby zaczęły szybko
nam parować od środka i zacząłem je przecierać ręką czego
wręcz nienawidzę, bo zawsze potem zostają beznadziejne tłuste ślady. Od
momentu wjazdu na dwupasmową N19 mieliśmy blisko do pierwszych
świateł o czym miałem się boleśnie przekonać, a jednocześnie
na tyle daleko, że zdążyliśmy się rozpędzić do około setki.
Zacząłem lekko hamować, bo droga skręcała mocno w prawo z lekkim
spadkiem w dół. Kubuś w tym momencie badał wnętrze
pojazdu. Otwierał wszystko co się dało otworzyć, wcisnąć,
zatrzasnąć i zaświecić. Tak zgrabnie otworzył popiołkę, że mu
w ręku została, więc zaczął z nią walczyć, by wróciła
na swoje miejsce. Zwolniłem do około 70-tki i wychodząc z zakrętu
przed moimi oczami pojawiły się dwa rzędy samochodów na
dwóch pasach, po 3 na każdym, z lewej betonka na wysokość
70 cm z prawej też. Franki mają manię obetonowywać wszystkie
autostrady i nasjonalki. Więc hebel. A tu nic! Koła natychmiast się
zblokowały a my suniemy jak na łyżwach z całym impetem. Kubuś
podniósł głowę i zamarł w bezruchu. Patrzył tylko czy
będziemy walić w tego z lewej czy w tego z prawej. Nie
zastanawiając się nawet sekundy, skierowałem samochód na
środek. W ułamku sekundy straciliśmy dwa lusterka na raz przy
uderzeniu w dwa samochody stojące na końcach kolejek.
Oprawki się złożyły a lustra zbiły. Następnie czuliśmy odbijanie się z lewej na prawo z 6 razy. Lecąc cały czas ślizgiem i z każdym uderzeniem wytracając prędkość minęliśmy już 4 auta. Dwa pierwsze były zatrzymane bliżej siebie. Z prawej 406 a z lewej Twingo młodziutkiej francuzeczki. Odbiliśmy się od 406 i wpadając w jej drzwi zerwaliśmy jej plastikową listwę, lekko przycierając sobie lewy przedni błotnik i dalej na zblokowanym hamulcu przelecieliśmy przez czerwone światła zatrzymując się na środku skrzyżowania 10 metrów dalej na wysokości knajpy CourtePaille. Stojąc na samym środku przez kilka sekund nic nie mówiliśmy, bezruch, zero pomysłów, totalna pustka. Po chwili pytam `Ile trafiliśmy?` Kuba obraca głowę po tajniacku i liczy. `Sześć` z uśmiechem na ustach i podnieceniem w głosie, cwaniaczek, bo to ja za wszystko beknę. Siedzimy dalej, silnik pracuje, pytam `Uciekać?` i zaraz myśl, tylko gdzie? Nic tu nie znam, pytam znów. `Ilu zjeżdża?` Minął nas pierwszy samochód, za chwilę drugi. Wydało się to dziwne. Kubek mówi `Trzech zjechało`. Minął nas jeszcze trzeci z nietkniętych mocno. Opanowałem się na tyle by nie uciekać i zjechać ze środka skrzyżowania. Oglądamy 305-kę, jest cała, gość mówi, że mam farta u niego, Dalej 406-kę. Ma czarną kreskę na wysokości światła stopu na tylnym błotniku. Ewidentnie nie była to moja sprawka bo żadnego plastiku golf nie ma na tej wysokości, ale dziadek się uparł więc spisaliśmy constant <oświadczenie>. I tak assurance <ubezpieczenie> tego nie uznał, bo żadne pismo z jego danymi nigdy do mnie nie doszło. Gorzej było u młodej, wgniecenie ewidentne na wysokości listwy w drzwiach, na dodatek twingo to nówka i z tego co zrozumiałem to jej autko. Zadzwoniła po ojca. Przyjechała cała familia i się zaczęło biadolenie :) Co ciekawe policja przyjechała po pół godziny, nie stwierdzono rannych, wiec po kilkunastu minutach spadli. Żadnego mandatu, nic, powiedzieli, że mamy sami się dogadać i spisać papiery. Tak też zrobiliśmy. Odjeżdżając z tego miejsca, Kuba ciągle pytał jak ja to zrobiłem, jak przesunąłem te samochody, jak się zmieściłem w przerwę szerokości małego biurka. Sam nie mam pojęcia jak to zrobiliśmy :) Kuba mówi `Bruce! Normalnie Bruce Wszechmogący! Zrobiłeś Brusa!` Kto oglądał ten film z 2003, zajarzy o co chodzi. Do dziś dnia jak tamtędy przejeżdżamy opowiadamy znajomkom jak tam kiedyś zrobiliśmy "Brusa Wszechmogącego" Z czasem dowiedziałem się że bardzo dużo ludzi jeździ bez ubezpieczenia, to tłumaczyłoby dlaczego trzech kierowców w ogóle nie było zainteresowanych czy coś im uszkodziłem, a może to byli paryżanie :) tu wszystko jest obite :) aż serce boli oglądać najnowsze modele merawek i bet skancerowanych, bo bambary nie umieją jeździć, a co dopiero parkować :) Dzisiaj w tym miejscu jest zjazd do tunelu a zamiast skrzyżowania, są tam estakady. Mam taką maleńka radę jak kupujesz "nowe" szybkie auto, sprawdź opony :)
Oprawki się złożyły a lustra zbiły. Następnie czuliśmy odbijanie się z lewej na prawo z 6 razy. Lecąc cały czas ślizgiem i z każdym uderzeniem wytracając prędkość minęliśmy już 4 auta. Dwa pierwsze były zatrzymane bliżej siebie. Z prawej 406 a z lewej Twingo młodziutkiej francuzeczki. Odbiliśmy się od 406 i wpadając w jej drzwi zerwaliśmy jej plastikową listwę, lekko przycierając sobie lewy przedni błotnik i dalej na zblokowanym hamulcu przelecieliśmy przez czerwone światła zatrzymując się na środku skrzyżowania 10 metrów dalej na wysokości knajpy CourtePaille. Stojąc na samym środku przez kilka sekund nic nie mówiliśmy, bezruch, zero pomysłów, totalna pustka. Po chwili pytam `Ile trafiliśmy?` Kuba obraca głowę po tajniacku i liczy. `Sześć` z uśmiechem na ustach i podnieceniem w głosie, cwaniaczek, bo to ja za wszystko beknę. Siedzimy dalej, silnik pracuje, pytam `Uciekać?` i zaraz myśl, tylko gdzie? Nic tu nie znam, pytam znów. `Ilu zjeżdża?` Minął nas pierwszy samochód, za chwilę drugi. Wydało się to dziwne. Kubek mówi `Trzech zjechało`. Minął nas jeszcze trzeci z nietkniętych mocno. Opanowałem się na tyle by nie uciekać i zjechać ze środka skrzyżowania. Oglądamy 305-kę, jest cała, gość mówi, że mam farta u niego, Dalej 406-kę. Ma czarną kreskę na wysokości światła stopu na tylnym błotniku. Ewidentnie nie była to moja sprawka bo żadnego plastiku golf nie ma na tej wysokości, ale dziadek się uparł więc spisaliśmy constant <oświadczenie>. I tak assurance <ubezpieczenie> tego nie uznał, bo żadne pismo z jego danymi nigdy do mnie nie doszło. Gorzej było u młodej, wgniecenie ewidentne na wysokości listwy w drzwiach, na dodatek twingo to nówka i z tego co zrozumiałem to jej autko. Zadzwoniła po ojca. Przyjechała cała familia i się zaczęło biadolenie :) Co ciekawe policja przyjechała po pół godziny, nie stwierdzono rannych, wiec po kilkunastu minutach spadli. Żadnego mandatu, nic, powiedzieli, że mamy sami się dogadać i spisać papiery. Tak też zrobiliśmy. Odjeżdżając z tego miejsca, Kuba ciągle pytał jak ja to zrobiłem, jak przesunąłem te samochody, jak się zmieściłem w przerwę szerokości małego biurka. Sam nie mam pojęcia jak to zrobiliśmy :) Kuba mówi `Bruce! Normalnie Bruce Wszechmogący! Zrobiłeś Brusa!` Kto oglądał ten film z 2003, zajarzy o co chodzi. Do dziś dnia jak tamtędy przejeżdżamy opowiadamy znajomkom jak tam kiedyś zrobiliśmy "Brusa Wszechmogącego" Z czasem dowiedziałem się że bardzo dużo ludzi jeździ bez ubezpieczenia, to tłumaczyłoby dlaczego trzech kierowców w ogóle nie było zainteresowanych czy coś im uszkodziłem, a może to byli paryżanie :) tu wszystko jest obite :) aż serce boli oglądać najnowsze modele merawek i bet skancerowanych, bo bambary nie umieją jeździć, a co dopiero parkować :) Dzisiaj w tym miejscu jest zjazd do tunelu a zamiast skrzyżowania, są tam estakady. Mam taką maleńka radę jak kupujesz "nowe" szybkie auto, sprawdź opony :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz