Zawsze uśmiechnięta :) |
Bogusię, którą
wszyscy znają jako Brigitte znałem od zawsze, że tak powiem.
Żyliśmy obok siebie, wczesne dzieciństwo spędziliśmy na jednym
osiedlu nie wiedząc nawet o swoim istnieniu. Później jej
familia wyprowadziła się do Emowa koło Wiązowny. Spotykaliśmy
się dwa, trzy razy w tygodniu, głównie na zebraniach. Jej
staruszek często organizował ogniska i spotkania w Pęclinie na
których się widzieliśmy, aczkolwiek byliśmy ciągle dla
siebie obojętni.
Latem 1995 roku
pojechaliśmy na ośrodek pionierski do Uchowa koło Łap na
mazurach. Nie potrafiłem się jeszcze wtedy pozbierać po rozstaniu
się z moją pierwszą miłością, Elą z Płocka. Mój
przyjaciel, Piotr G* już nie wiedział jak ma mi pomóc.
Nauczył mnie, że aby wyleczyć się z jednej miłości muszę
poznać kogoś innego. Sprytnie skierował moją uwagę właśnie na
Bogusię. Jak każdy facet, widzę ładne, zgrabne ciało kobiety,
która kręci się blisko mnie. Jak chodziliśmy się kąpać w
Warcie Pietrov mówi do mnie. 'Spójrz na Bogusię!
Zobacz jaka ona jest zgrabna'. Dopiero od tego momentu zacząłem
widzieć w niej kobietę i zacząłem się nią interesować.
Umawialiśmy się coraz
częściej, aż w końcu widzieliśmy się codziennie, cały czas
chodząc na głoszenie, aż w końcu Brigitte zaproponowała, że
możemy się spotkać tak po prostu, a nie na pracę. Od kolejnego
dnia widzieliśmy się już codziennie. Wszędzie chodziliśmy razem.
Byliśmy tak nierozłączni, że każdy kto nas znał, wiedział, że
jestem facetem Bogusi od zawsze. Godziny leciały nie wiadomo kiedy.
Spojrzałem tylko w jej oczy i nie wiem kiedy mijały trzy, cztery
godziny, a moja Brigitte musiała już jechać do domu. Jeździła
wtedy codziennie na rowerze po minimum 30 kilometrów. Wyrobiła
się wtedy niesamowicie. Miała taką formę, że wytrzymałością
fizyczną przewyższała niejednego faceta. Jak wchodziliśmy na
Babią Górę dotrzymywała mi kroku cały czas wyprzedzając
wszystkich wchodząc na szczyt jak i schodząc.
Pewnego razu gdy
mieszkaliśmy w Otwocku w bloku, na parterze na Batorego, młody miał
często fazy z lunatykowaniem. Dwa razy sam go przyłapałem. Środek
nocy, a tu nagle otwierają się drzwi do połowy, wpada młody i na
wpół zgiętych nogach, kolanami trzymając drzwi, a rękami
klamek. Złapał drzwi i tak stoi. Obudziliśmy się, patrzymy na
niego i nie wiemy o co mu chodzi. W końcu zapytałem głośno.
`Młody! Co robisz?!` `Cicho! Pies mnie goni!` Usłyszeliśmy.
`Wynocha spać!` Chyba się wtedy obudził, bo od razu zwiał do
swojego pokoju. Kilka dni później znów przyszedł. Tym
razem bardzo cicho wszedł do pokoju. Spałem jak zawsze z brzegu, a
ten stanął nad nami i zaczął coś czarować nad głową Brigitte,
jak afrykański szaman nad dogorywającym ciałem. Brigitte się
zerwała ze strachu i mnie obudziła. Jego łapy były z pół
metra nad nami coś wymachując. Pytam go: `Młody co robisz?' a on
`Łańcuchy, tu są łańcuchy`. Strzeliłem go po łapach i w tej
sekundzie się obudził i poszedł dalej spać. Natomiast kilka
tygodni później przeszedł samego siebie. Wpada do nas około
godziny piątej rano i krzyczy. `Oddawajcie mi moją kołdrę! Co to
za głupie żarty!` `Nie mamy Twojej kołdry!`. Poszedł. Przychodzi
znów za około godzinę. `Nie no oddajcie mi kołdrę! Gdzie
ją schowaliście? To nie jest śmieszne!, zimno mi, aż się
obudziłem` `Nie mamy Twojej kołdry! Nie wiesz po co nam Twoja
kołdra?` Łaził, szukał jej, hałasował, aż w końcu poszedł
spać przykrywając się jakimś kocem. Zasnęliśmy i znów za
około godzinę coś nas budzi. Tym razem dzwonek do drzwi. Sąsiadka
coś tam chciała. Paweł zaspany poszedł otworzyć, a ta na koniec
mówi: `U państwa pod oknem jakaś kołdra leży`. Tak się
zaczęliśmy śmiać z młodego :) że nie mogliśmy się opanować
ze dwie minuty. Jak on do nas wlazł z tą kołdrą? Otworzył małe
okno i wywalił dużą kołdrę i nie pokłół się o dziesiątki
kaktusów które stały na parapecie, nikt nie mógł
pojąć. A potem nas budził, bo mu kołdrę schowaliśmy. Kosmita
normalnie. :)
W Paryżu moje życie
było ustatkowane, kręciło się wokół zebrań i pracy.
Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, rok za rokiem. Cały czas u
boku Brigitte ... do pewnego czasu, aż wszystkiego nie zepsułem,
ale o tym kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz