piątek, 17 lutego 2012

Brigitte


Zawsze uśmiechnięta :)
Bogusię, którą wszyscy znają jako Brigitte znałem od zawsze, że tak powiem. Żyliśmy obok siebie, wczesne dzieciństwo spędziliśmy na jednym osiedlu nie wiedząc nawet o swoim istnieniu. Później jej familia wyprowadziła się do Emowa koło Wiązowny. Spotykaliśmy się dwa, trzy razy w tygodniu, głównie na zebraniach. Jej staruszek często organizował ogniska i spotkania w Pęclinie na których się widzieliśmy, aczkolwiek byliśmy ciągle dla siebie obojętni.
Latem 1995 roku pojechaliśmy na ośrodek pionierski do Uchowa koło Łap na mazurach. Nie potrafiłem się jeszcze wtedy pozbierać po rozstaniu się z moją pierwszą miłością, Elą z Płocka. Mój przyjaciel, Piotr G* już nie wiedział jak ma mi pomóc. Nauczył mnie, że aby wyleczyć się z jednej miłości muszę poznać kogoś innego. Sprytnie skierował moją uwagę właśnie na Bogusię. Jak każdy facet, widzę ładne, zgrabne ciało kobiety, która kręci się blisko mnie. Jak chodziliśmy się kąpać w Warcie Pietrov mówi do mnie. 'Spójrz na Bogusię! Zobacz jaka ona jest zgrabna'. Dopiero od tego momentu zacząłem widzieć w niej kobietę i zacząłem się nią interesować.
Umawialiśmy się coraz częściej, aż w końcu widzieliśmy się codziennie, cały czas chodząc na głoszenie, aż w końcu Brigitte zaproponowała, że możemy się spotkać tak po prostu, a nie na pracę. Od kolejnego dnia widzieliśmy się już codziennie. Wszędzie chodziliśmy razem. Byliśmy tak nierozłączni, że każdy kto nas znał, wiedział, że jestem facetem Bogusi od zawsze. Godziny leciały nie wiadomo kiedy. Spojrzałem tylko w jej oczy i nie wiem kiedy mijały trzy, cztery godziny, a moja Brigitte musiała już jechać do domu. Jeździła wtedy codziennie na rowerze po minimum 30 kilometrów. Wyrobiła się wtedy niesamowicie. Miała taką formę, że wytrzymałością fizyczną przewyższała niejednego faceta. Jak wchodziliśmy na Babią Górę dotrzymywała mi kroku cały czas wyprzedzając wszystkich wchodząc na szczyt jak i schodząc.
Pewnego razu gdy mieszkaliśmy w Otwocku w bloku, na parterze na Batorego, młody miał często fazy z lunatykowaniem. Dwa razy sam go przyłapałem. Środek nocy, a tu nagle otwierają się drzwi do połowy, wpada młody i na wpół zgiętych nogach, kolanami trzymając drzwi, a rękami klamek. Złapał drzwi i tak stoi. Obudziliśmy się, patrzymy na niego i nie wiemy o co mu chodzi. W końcu zapytałem głośno. `Młody! Co robisz?!` `Cicho! Pies mnie goni!` Usłyszeliśmy. `Wynocha spać!` Chyba się wtedy obudził, bo od razu zwiał do swojego pokoju. Kilka dni później znów przyszedł. Tym razem bardzo cicho wszedł do pokoju. Spałem jak zawsze z brzegu, a ten stanął nad nami i zaczął coś czarować nad głową Brigitte, jak afrykański szaman nad dogorywającym ciałem. Brigitte się zerwała ze strachu i mnie obudziła. Jego łapy były z pół metra nad nami coś wymachując. Pytam go: `Młody co robisz?' a on `Łańcuchy, tu są łańcuchy`. Strzeliłem go po łapach i w tej sekundzie się obudził i poszedł dalej spać. Natomiast kilka tygodni później przeszedł samego siebie. Wpada do nas około godziny piątej rano i krzyczy. `Oddawajcie mi moją kołdrę! Co to za głupie żarty!` `Nie mamy Twojej kołdry!`. Poszedł. Przychodzi znów za około godzinę. `Nie no oddajcie mi kołdrę! Gdzie ją schowaliście? To nie jest śmieszne!, zimno mi, aż się obudziłem` `Nie mamy Twojej kołdry! Nie wiesz po co nam Twoja kołdra?` Łaził, szukał jej, hałasował, aż w końcu poszedł spać przykrywając się jakimś kocem. Zasnęliśmy i znów za około godzinę coś nas budzi. Tym razem dzwonek do drzwi. Sąsiadka coś tam chciała. Paweł zaspany poszedł otworzyć, a ta na koniec mówi: `U państwa pod oknem jakaś kołdra leży`. Tak się zaczęliśmy śmiać z młodego :) że nie mogliśmy się opanować ze dwie minuty. Jak on do nas wlazł z tą kołdrą? Otworzył małe okno i wywalił dużą kołdrę i nie pokłół się o dziesiątki kaktusów które stały na parapecie, nikt nie mógł pojąć. A potem nas budził, bo mu kołdrę schowaliśmy. Kosmita normalnie. :)
W Paryżu moje życie było ustatkowane, kręciło się wokół zebrań i pracy. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, rok za rokiem. Cały czas u boku Brigitte ... do pewnego czasu, aż wszystkiego nie zepsułem, ale o tym kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz