piątek, 17 lutego 2012

Wiązowna 05-462


Najczęściej gadając godzinami przez CB w końcu chcieliśmy się spotkać i potem mieliśmy jeszcze więcej tematów do nocnych pogaduchów. Tworzyły się też pary radiowe, rzecz jasna. Wybraliśmy się z Fatmanem, Sopelkiem, Aga i Roburem do Boryszewa koło Wiązowny odwiedzić radiową koleżankę. Mieliśmy oczywiście radio w samochodzie, więc namierzyć kogoś nie było trudno. Po spotkaniu na wizji i krótkiej konwersacji zbieraliśmy się do powrotu do Otwocka. Wyjechaliśmy na prostą z Duchnowa do Wiązowny i jak każdy młody człowiek włączyłem za głośno muzykę i czasem przestrzegałem przepisów dotyczących prędkości. Zapadła już ciemna noc. Na pokładzie miałem komplet i coś kufrze. Auto było obciążone i światła musiałem nieco opuścić, by nie razić mijających nas kierowców. Wjeżdżając do Wiązowny droga skręca pod katem 90 stopni w prawo. Oczywiście przed zakrętem jest znak informujący by zwolnic do 40 km/h, tylko cóż z tego skoro świecące w dół światła oświetliły go w ostatniej chwili. 
Odruchowo włączyłem 'długie' i ku mojemu przerażeniu nie zobaczyłem prostej drogi, tylko krzaki i drzewa. Całą drogę lecieliśmy nieco ponad setkę. Błyskawicznie wcisnąłem hamulec, ale niewiele to dao przy tej prędkości. Z całej siły skręciłem w prawo. Na nasze szczęście było sucho i nie było piasku na zakręcie. Siła odśrodkowa oderwała od ziemi koła z prawej strony. Z piskiem i pod kątem 45 stopni przejechaliśmy cały zakręt, spadając za chwilę na koła. Odruchowo się zatrzymałem, włączyłem awaryjne i wyszedłem sprawdzać opony. Żadna nie explodowała. Nawet nie były gorące w przeciwieństwie do mnie. Zacząłem drżeć. Trzęsły mi się ręce i nogi, dopiero po kilku chwilach mogłem kontynuować dalszą jazdę. Tylko Fatman wyszedł zobaczyć czy nic się nie stało, bo siedział z przodu na miejscu pasażera i widział wszystko tak dobrze jak ja. Reszta towarzystwa chyba nawet nie wiedziała co właśnie przeżyliśmy, bo zapytali 'dlaczego nie jedziemy?'. Nazajutrz dopiero przejeżdżając tamtędy zatrzymałem się i obejrzałem to miejsce. Rów tam był całkiem spory i gdybym nie puścił hamulca z pewnością wpadlibyśmy w niego tak jak kiedyś za Karczewem. Przynajmniej od tamtego wypadku nie blokuje hamulca do końca, gdy nie ma szans zatrzymać pojazdu przed przeszkoda. Po raz kolejny miałem więcej szczęścia niż rozumu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz