piątek, 17 lutego 2012

Dzwon przed maską


Pokonując dziennie około 100 kilometrów, oraz średnio w miesiącu dwie trasy Otwock - Żywiec i cztery Otwock - Hajnówka. W przeciągu jednego miesiąca potrafiłem przekroczyć pięć a czasem siedem tysięcy kilometrów. Pomimo ogromnego zmęczenia dalej mogłem jeździć dalej i dłużej. Uwielbiam jeździć, aczkolwiek większa liczba przejechanych kilometrów sprawia, że często jesteśmy w najróżniejszych niebezpiecznych sytuacjach na drodze, czasem uczestniczymy w wypadkach i to najczęściej nie z naszej winy. Naoglądałem się bardzo dużo wypadków, łącznie ze śmiertelnymi. Przejechałem setki tysięcy kilometrów po autostradach całej europy i muszę niestety przyznać, że na terenie polski widziałem najwięcej najpoważniejszych wypadków. Było to wiosną 2000 roku, jechaliśmy z Brigitte z Pęclina do Otwocka. Pędziliśmy sobie wiekowym kaszlaczkiem z pięknymi chromowanymi zderzakami rocznik osiem zero. Pomalowany w panterkę, bo po pierwszej zimie kolor na łatki nie był dokładnie dobrany, a rok później kolejne łatki były jeszcze jaśniejsze od dwóch poprzednich kolorów. Hamulec ręczny stanowił raczej ozdobę, nigdy nie dał się naprawić, a pod maską 5-cio kilowa gaśnica od stara, która swoją wielkością tworzyła strefę kontrolowanego zgniotu. Jak to bywa w tego typu mobilach strefa ta kończy się zazwyczaj na tylnej szybie, czego na szczęście nigdy na swojej skórze nie sprawdziłem. Otóż pędziliśmy 
Brigittowym maluszkiem od Wólki Mlądzkiej ulicą Żeromskiego. Przejazd kolejowy w Otwocku znajduje się na wzniesieniu ograniczając widoczność, czyniąc dwa skrzyżowania po obu jego stronach bardzo niebezpiecznymi. Dojeżdżaliśmy do niego będąc na samym szczycie wzniesienia zwalniając prawie do zera i przeciągu zaledwie pięciu sekund byliśmy świadkami dantejskiej sceny. Z naprzeciwka nadjeżdżała zielona daewoo nubira na otwockich blachach z przepisową prędkością. Dziadek jechał z babcią do kościoła, byli jakieś 10 metrów przed nami. Przed przejazdem zaczęli zwalniać pomimo pierwszeństwa, jadąc bardzo ostrożnie. Z mojej lewej strony, ulicą Armii Krajowej od strony Celestynowa z ogromną prędkością leciał czarny mercedes 190-tka. Gdy wyłonił się z za budki dróżnika na sekundę wcześniej wiedziałem co się zaraz stanie. Nie było nawet sekundy by zareagować, ani momentu by dać im jakikolwiek znak, że zaraz dojdzie do tragedii. Mercedes wbił się w nubirę w przednie i tylne drzwi od strony pasażera, przekazując mu całą siłę uderzenia. Nubira poruszając się z pewną prędkością w naszą stronę po otrzymaniu uderzenia oderwała się od ziemi. Zaczęła się obracać w powietrzu, lecąc w kierunku naszego maluszka. Koła jej uniosły się na wysokość naszej przedniej szyby. Zamarliśmy ze strachu czekając kiedy nubira wbije się prosto w nas. Siła była tak potężna, że uderzony pojazd wyrzucony w powietrze z prawego pasa na którym jechał obracając się spadł najpierw dwa metry od nas z naszej prawej strony na lewe pobocze, przelatując przed naszymi wielkimi jak dwa euro oczami. Po upadku na ziemię nie zatrzymał się jeszcze. Z całym impetem obrócił się jeszcze o 180 stopni wbijając się w niskie betonowe ogrodzenie już za torami. Mercedes nie odbił się daleko, gdyż cały swój impet oddał koreańcowi, obrócił się o 180 stopni i zatrzymał tylnymi kołami na chodniku. Pomimo całej pielgrzymki która szła i wracała z kościoła szczęśliwym trafem nikogo nie było w polu rażenia. Nubira zrobiła całe 360 stopni lecąc na wysokości metra przed nami, spadając dwa metry obok bladej Brigitte, rozbijając się za nami. Największy moment strachu mieliśmy widząc spód samochodu, rurę wydechową, koła, półosie przed samymi oczami i ten krzyk. Krzyk tej kobiety był tak przeraźliwy, że wydawał się nie mieć końca. Słyszeliśmy go przed sobą a skończył się za nami. Jak w ówczesnym nowym kinie femina dolby surround, z tą drobną różnicą, że mieliśmy to na żywo. Przez kolejnych kilka sekund cisza. Grobowa cisza. Wyskoczyłem z samochodu na środek skrzyżowania. Wszyscy się zatrzymali w promieniu 50 metrów i nikt nic nie mówił. Totalna cisza. Patrze na merca, który stał przodem w moją stronę. Zderzak zaczynał, się przy przedniej szybie. W środku dwóch młodych chłopaków po około 25 lat. Pomimo całkowicie zmiażdżonego przodu silnik wciąż w nim pracował. W czasie uderzenia włączyły mu się wycieraczki na najszybszy bieg. Młody człowiek był całkowicie w szoku. Zaczął wychodzić z samochodu. Nie słyszał nic co do niego mówiłem. Pokazałem mu więc na migi by wyłączył silnik. Zrobił to. 
Wciąż powtarzał, że 'nie chciał, że śpieszyli się do szpitala do kogoś z rodziny'. Nie byli miejscowi. Numery mieli warszawskie i przeoczyli wielki, czerwony znak stopu. Faktycznie jadąc szybko wzdłuż torów sam się czasem zapomniałem, że to ulica przecinająca przejazd ma pierwszeństwo. Ja, byłem miejscowy i czasem zamyślony o tym zapomniałem, co dopiero chłopaki z Wawy, którzy jeszcze śpieszyli się do szpitala. Spojrzałem w kierunku daewoo. Uderzone drzwi były od mojej strony. Zobaczyłem krew. Brigitte się odwróciła. Zbiegło się tam kilkanaście osób. Nie mogli otworzyć drzwi od strony pasażera. Dziadek wysiadł i ludzie zaczęli wyciągać babcię. W kilka sekund po wypadku, ktoś zadzwonił po pogotowie. W tym momencie nadjechali teściowie, daliśmy im znać, że nam nic nie jest, żeby jechali dalej. My zaraz do nich dołączymy. Zanim teść odjechał już słychać było dźwięk karetki, która przyjechała na miejsce zdarzenia w przeciągu trzech minut. Sanitariusze wyjęli nosze, przełożyli delikatnie kobietę i błyskawicznie odjechali w stronę szpitala. Pytałem czy w jakiś sposób mogę pomóc. Może chcą moje dane jako świadka. Podziękowali mi. Otrzymali za chwile pierwszą pomoc medyczną, nie byliśmy już potrzebni, odjechaliśmy stamtąd resztę drogi jadąc nie więcej niż 40 km/h. Miałem zwyczaj skakać z tego przejazdu, różnymi sprzętami. Po tym wydarzeniu, już tu nigdy więcej nie skoczyłem. Możesz jeździć najlepiej i najbezpieczniej, stosując się do wszelkich przepisów ruchu drogowego i mieć staż kilkadziesiąt lat za kółkiem, być doświadczony i mając przejechane setki tysięcy kilometrów ... a nadchodzi jedna chwila ... moment ... ułamek sekundy, nie znasz dnia ani godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz