czwartek, 16 lutego 2012

Ford Transit


Nasz miał 5 miejsc, ale kolor się zgadza
Jak nauczyłem się jeździć samochodem największą frajdą były szaleństwa wykradzionym staruszkowi fordem tranzytem. Miałem wtedy 13 lat. Ford miał wbity 1969 rok produkcji, zabytek, ale jeździł bardzo dobrze i co najfajniejsze miał kabinę na sześć osób i radio CB. Gdy głowa domu pojechał w jakąś trasę innym samochodem i nierozsądnie zostawił kluczyki w domu, automatycznie uruchamiał cały łańcuch wydarzeń. Chłopaki którzy akurat byli wolni, w kilka minut wiedzieli, że tata Rafała zostawił kluczyki i będziemy jeździć. Szliśmy gromadą na leśny parking. Cieć mnie znał, więc pozwalał mi wyjechać i za winklem reszta wsiadała do kabiny, a kto się nie zmieścił na pakę. Na początku wszyscy chcieli na pace. Więc ich przewiozłem 60 km/h po dołach. Mało nie powypadali, leżąc płasko na podłodze i trzymając się kurczowo burt darli się, że już mają dość i chcą do szoferki. Ich krzyki zachęcały nas tylko, żeby szybciej jeździć. Pięknie wchodziła w zakręty ta półciężarówka. Było bardzo gorąco i jak złapaliśmy gumę nawet o tym nie wiedziałem. Dziwne tylko dla mnie było, że ford skręcał sam w prawo. Mogliśmy tylko jeździć po polnych drogach i lesie pomiędzy osiedlem Batorego i Ługami. Podjechaliśmy pod jakieś idące dziewuszki by je podwieźć, spojrzały się na przednie koło, wzruszyły ramionami i poszły dalej w swoją stronę a my pojechaliśmy w swoją. Po kilku minutach chłopaki wała w dach by się zatrzymać. 'Złapaliśmy gumę! Stój! Złapaliśmy gumę!'. Widziałem nie raz jak się zmienia koło, więc po zablokowaniu tylnych kół przystąpiliśmy do lewarowania przodu. Ja zdejmowałem koło, chłopaki odkręcili zapas. Po kilku minutach, jechaliśmy dalej, ale poinformowałem, że jadę odstawić forda, bo już nie mamy zapasu. Ujechaliśmy zaledwie kilkaset metrów i znów to samo, tylko że teraz ściągało w lewo. Wychylam głowę przez okno i załamka. Jechałem na feldze. Jakiego trzeba mieć pecha, by złapać dwie gumy w ciągu 10 minut. Na szczęście mieliśmy CB radio. Wtedy CB mieli wszyscy policja, straż, szpital, auto pomoc, i większość warsztatów. Nawet staruszek miał w sklepach, samochodzie i oczywiście w domu. Zawołałem znajomego blacharza Faviera, który mi niedawno uratował życie po przerobieniu merca 
beczki na betę rekina. Poprosiłem go o pożyczenie jakiegoś zapasu. Przyjechał po 10 minutach. Chłopaki się zmyli, co by nie było za dużo niepotrzebnych pytań. Favier poinformował mnie, że są to opony bezdętkowe i czasem zdarza się przy dużych temperaturach, że samoczynnie się odklejają od felg, co bardzo nie było mi na rękę. Po kolejnej zmianie pojechałem na Przewoską do wulkanizacji naprawić jedną oponę. Na drugą już mi funduszy zabrakło. Następnie oddałem Favierowi pożyczone koło i delikatnie poturlałem się odstawić forda na miejsce. Trzeba było tylko dokładnie postawić go w miejsce z którego odjechał i kluczyki tam gdzie ich miejsce. Po kilku dniach staruszek kopnął odruchowo w zapas i pyta 'Dlaczego nie ma powietrza w zapasie?' a ja wyedukowany cwaniaczek 'Pewnie zeszło od gorącej temperatury, bo to są opony bezdętkowe i czasem się odklejają'. 'Muszę ją naprawić. Nie mogę jeździć bez zapasu'. Skwitował. Od tamtej pory już w upał samochodu nie brałem. Dlaczego jakoś nie mogłem się nauczyć na czyichś błędach, tylko sam musiałem się sparzyć, popsuć lub oberwać za coś by tego nie powtarzać. Dlatego właśnie mój charakter kojarzy mi się z góralskim :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz