|
Nasz miał 5 miejsc, ale kolor się zgadza |
Jak nauczyłem się
jeździć samochodem największą frajdą były szaleństwa
wykradzionym staruszkowi fordem tranzytem. Miałem wtedy 13 lat. Ford
miał wbity 1969 rok produkcji, zabytek, ale jeździł bardzo dobrze
i co najfajniejsze miał kabinę na sześć osób i radio CB.
Gdy głowa domu pojechał w jakąś trasę innym samochodem i
nierozsądnie zostawił kluczyki w domu, automatycznie uruchamiał
cały łańcuch wydarzeń. Chłopaki którzy akurat byli wolni,
w kilka minut wiedzieli, że tata Rafała zostawił kluczyki i
będziemy jeździć. Szliśmy gromadą na leśny parking. Cieć mnie
znał, więc pozwalał mi wyjechać i za winklem reszta wsiadała do
kabiny, a kto się nie zmieścił na pakę. Na początku wszyscy
chcieli na pace. Więc ich przewiozłem 60 km/h po dołach. Mało nie
powypadali, leżąc płasko na podłodze i trzymając się kurczowo
burt darli się, że już mają dość i chcą do szoferki. Ich
krzyki zachęcały nas tylko, żeby szybciej jeździć. Pięknie
wchodziła w zakręty ta półciężarówka. Było bardzo
gorąco i jak złapaliśmy gumę nawet o tym nie wiedziałem. Dziwne
tylko dla mnie było, że ford skręcał sam w prawo. Mogliśmy tylko
jeździć po polnych drogach i lesie pomiędzy osiedlem Batorego i
Ługami. Podjechaliśmy pod jakieś idące dziewuszki by je podwieźć,
spojrzały się na przednie koło, wzruszyły ramionami i poszły
dalej w swoją stronę a my pojechaliśmy w swoją. Po kilku minutach
chłopaki wała w dach by się zatrzymać. 'Złapaliśmy gumę! Stój!
Złapaliśmy gumę!'. Widziałem nie raz jak się zmienia koło, więc
po zablokowaniu tylnych kół przystąpiliśmy do lewarowania
przodu. Ja zdejmowałem koło, chłopaki odkręcili zapas. Po kilku
minutach, jechaliśmy dalej, ale poinformowałem, że jadę odstawić
forda, bo już nie mamy zapasu. Ujechaliśmy zaledwie kilkaset metrów
i znów to samo, tylko że teraz ściągało w lewo. Wychylam
głowę przez okno i załamka. Jechałem na feldze. Jakiego trzeba
mieć pecha, by złapać dwie gumy w ciągu 10 minut. Na szczęście
mieliśmy CB radio. Wtedy CB mieli wszyscy policja, straż, szpital,
auto pomoc, i większość warsztatów. Nawet staruszek miał w
sklepach, samochodzie i oczywiście w domu. Zawołałem znajomego
blacharza Faviera, który mi niedawno uratował życie po
przerobieniu merca
beczki na betę rekina. Poprosiłem go o
pożyczenie jakiegoś zapasu. Przyjechał po 10 minutach. Chłopaki
się zmyli, co by nie było za dużo niepotrzebnych pytań. Favier
poinformował mnie, że są to opony bezdętkowe i czasem zdarza się
przy dużych temperaturach, że samoczynnie się odklejają od felg,
co bardzo nie było mi na rękę. Po kolejnej zmianie pojechałem na
Przewoską do wulkanizacji naprawić jedną oponę. Na drugą już mi
funduszy zabrakło. Następnie oddałem Favierowi pożyczone koło i
delikatnie poturlałem się odstawić forda na miejsce. Trzeba było
tylko dokładnie postawić go w miejsce z którego odjechał i
kluczyki tam gdzie ich miejsce. Po kilku dniach staruszek kopnął
odruchowo w zapas i pyta 'Dlaczego nie ma powietrza w zapasie?' a ja
wyedukowany cwaniaczek 'Pewnie zeszło od gorącej temperatury, bo to
są opony bezdętkowe i czasem się odklejają'. 'Muszę ją
naprawić. Nie mogę jeździć bez zapasu'. Skwitował. Od tamtej
pory już w upał samochodu nie brałem. Dlaczego jakoś nie mogłem
się nauczyć na czyichś błędach, tylko sam musiałem się
sparzyć, popsuć lub oberwać za coś by tego nie powtarzać.
Dlatego właśnie mój charakter kojarzy mi się z góralskim
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz