Po
zastawce kupiłem kaszlaka, jak każdy szanujący się małolat, by
nie drałowac z buta, lepiej było źle jechać niż dobrze iść.
Był to pierwszy z czterech jakie się 'popsuły' pod moją nogą,
nie zawsze lekką. Pojechaliśmy z Gerwazym do Nadbrzeża, odwiedzić
Olkę, Sławka i Dorotę. Gerw poprosił mnie o przejażdżkę,
chciał pierwszy raz w życiu pojechać samodzielnie pojazdem
mechanicznym.
Jeździ po wszystkich ... chodnikach :) |
Dlaczego nie? Nie będę przecież wyrodnym bratem i
dam mu spróbować. Miałem wtedy 18 lat, więc z obliczeń mi
wynika, że młody miał wtedy 12 wiosen na karku. Nie mogłem mu dać
jeździć po asfalcie - co by nas glinicjańci nie zatrzymali - ani
po podwórku Sławka – co by nikt na nas nie podkablował -
więc pojechaliśmy za wał przeciw powodziowy nad samą Wisłę. Tam
oprócz wędkarzy w dzień nikt nie jeździ. Droga prosta z
płyt betonowych z jednym zakrętem 90 stopni. Droga leci wzdłuż
wału od strony rzeki następnie skręca w lewo do samej Wisły.
Pobocza nie było, bo stan wody w rzece był na tyle wysoki, że woda
podchodziła pod same płyty betonowe, aczkolwiek nie było jej widać
na pierwszy rzut oka, bo wszędzie było pełno roślinności, gałęzi
i różnego rodzaju zielska. Młody wsiadł za stery. Oczy
zrobiły mu się duże jak 5 zeta i ten dziwny uśmiech. Sprzęgło,
jedynka i lekkim zrywem rzuciło nas do przodu. Toczymy się. Moc
panowania nad samochodem tak go zahipnotyzowała, ze całkowicie
odłączył się od świata zewnętrznego. Był tylko on i kaszlak.
Nie słyszał kompletnie nic, co do niego mówiłem. Zareagował
tylko na słowo sprzęgło, by wrzucić dwójkę. Toczył się
jakieś 20 czy 30 na godzinę z niesamowitym uśmieszkiem, który
zaczął budzić moje podejrzenia. Jedziemy wzdłuż wału, do
zakrętu mamy z 50 metrów. Mówię 'zwalniaj powoli,
zakręt'. Chyba się czuł jak kapitan tankowca który manewr
wykonuje z kilku kilometrowym opóźnieniem, bo nawet nie
drgnął, tylko dalej uśmiechał się durnie co zaczęło mnie
stresować. Widzę już oczami wiary jak nurkujemy w Wiśle, więc
muszę błyskawicznie temu zapobiec. 'Hamuj!' krzyczę. Totalny brak
świadomości. 'HAMUJ!!!' Drę się z odległości 15 centymetrów
i dupa. Jedzie jak jechał prościusieńko do wody jak jechał.
Zdążyłem tylko w ostatniej chwili złapać za kierownicę i
skręcić ostro w lewo. Weszliśmy w zakręt poślizgiem.
Wyprostowałem i krzyczę dalej 'Hamuj!, Stój!, Zatrzymaj samochód!'
Zero reakcji. A teraz jesteśmy na prostej do wodowania statków,
czy tam mostu pontonowego. Zdenerwowałem się już tak bardzo, że
siedząc na siedzeniu pasażera z moim wzrostem nie mając za dużo
miejsca, podnieść nogę i wepchnąć ją na pedały. Przyciskając
z całej siły jego nogi wcisnąłem hamulec. Zatrzymaliśmy się w
połowie drogi przed zjazdem. Roztrzęsiony, drę się 'Wysiadaj!!!'
A on dalej z tym głupkowatym uśmieszkiem gapił się w siną dal, a
raczej w siną Wisłę. Wywaliłem go z fotela kierowcy, wykręciłem
nawrotkę i oddaliłem się czym prędzej z miejsca gdzie Gerw chciał
z kaszlaka zrobić łodź podwodną. Więcej nie dotknął się
niczego czym jeździłem. Dopiero 13 lat później prowadził
moją betę z nad 'Morskiego Oka' w dawnym siedleckim, gdy leżałem
w bagażniku z 40 stopniową gorączką. Teraz jeździ spoko, ale to
co wtedy przeżyłem na bank
1982 rocznik, chromy :) |
dodało mi kilka siwych włosów.
Taki total stresior nie zdarza się co dzień. Dostałem extra
nauczkę, że małolatom nie wolno dawać samochodu. Zapomniałem w
tamtym momencie jak ja się czułem gdy pierwszy raz sam prowadziłem
Merawkę 123, z wiadomym sqtkiem. Kilka tygodni później
Carlos jechał kaszlakiem Brigitte w podobnym szoku, również
nie słysząc jak się darła by się zatrzymał. Co prawda umiałem
jeździć osobówkami od 11 roku życia, a ciężarówką
608 - ką jeździłem po Otwocku mając 13 wiosen, ale nie zaufałem
już żadnemu młokosowi, to znaczy 'doświadczonemu
kilkunastoletniemu kierowcy'.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz