Moje pierwsze auto. |
W `98 będąc podmiotem
gospodarczym postanowiłem kupić sobie pojazd. Ciepłego czerwcowego
południa przyjechał do sklepu klient z Karczewa zieloną zastawą
1100. Była pięcio-drzwiowa, cztero biegowa i tak mi się spodobała,
że wypaliłem klientowi pytanie czy nie chcę jej sprzedać.
'Dlaczego nie?' Odparł 'Ile?' Pytam '15 milionów', ja od razu
'13 baniek'. '14 i jest pańska' 'Stoi' Po tak krótkiej
negocjacji, pojechaliśmy do niego, na prędce spisaliśmy umowę i
godzinę później byłem właścicielem najpiękniejszej
zastawy 1100 na świecie. Nie było ważne, że podwozie było całe
przerdzewiałe, że brała więcej oleju niż benzyny, gaźnik się
zacinał, prędkość maksymalna wynosiła 90 km/h i wszystko w niej
trzęsło się i skrzypiało jak w kurniku. Była moja i tylko moja i
już nie musiałem prosić Brigitte o jej ukochanego maluszka by
gdziekolwiek pojechać. Nazajutrz od razu z Marcinem, który
wtedy u mnie pracował zamontowaliśmy 'sprzęt' grający. Mogłem
się wtedy toczyć po Otwocku i okolicach furą z muzą i 'zimnym
łokciem', słuchając nałogowo ballad metaliki i G'n's. Na początku
padł w niej gaźnik to kupiłem nowy. potem okazało się, że cała
tylna belka trzymająca koła jest spróchniała i w każdej
chwili mogę zostawić koła na pierwszym dołku. Nic nie szkodzi,
zaprowadziłem ją do Świdra i za 4 bańki pospawali mi cały spód.
Na ognisku CB radiowców, pożyczyłem ją Mateuszowi
<sąsiadowi z Batorego>, który już nią nie wrócił.
Do dziś nie wiem jak on to zrobił, że przestawił rozrząd i
pogiął zawory. Więc czekał mnie remont silnika. Remont zrobił mi
mechanik na Okrzei, który znał się nie źle na zastawach. Za
kolejne 14 baniek wyjechałem moim zielonym żuczkiem na test. Trasa
testowa zawsze była ta sama, obwodnicą Otwocką ze Świdra do
Otwocka Małego. Tym razem wyciągnęła 135 km/h. Ale byłem dumny.
Wyprzedzałem wszystko. Miała tylko jedną wadę, coś było nie tak
z układem kierowniczym. Jadąc prosto potrafił sam rzucić
samochodem w lewo lub prawo na metr, co przy prędkości ponad 100
km/h bywało bardzo niebezpieczne. Wyprzedzałem raz na trasie
testowej jakiegoś dziadka i właśnie w momencie wyprzedzania,
rzuciło mnie około metra w stronę dziadka. Trochę mnie ta
samowolka wystraszyła, a dziadek zaczął hamować i chyba z pół
minuty jechał trąbiąc na mnie. Moją niepełnoletność
zakończyłem mocnym akcentem. Mianowicie uśmiercając moją
ukochaną zieloną bryczkę. Jechałem wtedy z Radkiem. Umówiliśmy
się w kilka osób żeby wyskoczyć do kina do Warszawy.
Ciągle się sypała, ale była moja :) |
Brat
Radka, Artur i Sławek pojechali kilka minut wcześniej kaszlakiem.
Nie mieliśmy się co martwić. Zastawka latała 135 km/h więc
spokojnie ich dogonimy. Artur pojechał Wałem Miedzeszyńskim, więc
szybko przemknęliśmy ulicą Batorego i za chwilę byliśmy na
Świdrach Wielkich na takim dużym skomplikowanym skrzyżowaniu.
Przed skrzyżowaniem miałem na blacie 90 km/h, pamiętam bo nie
zwalniałem tam nigdy. Mknęliśmy ulicą Kraszewskiego. Dojeżdżając
do skrzyżowania, droga skręcała w lewo na tyle, że nie widziałem
końca zakrętu. Zdziwienie moje sięgnęło zenitu gdy na mój
pas ruchu zaczął powolutku wtaczać się stary polonez <prima>.
Błyskawicznie opracowałem plan ominięcia go po angielsku,
mianowicie z lewej. Byłem już na lewym pasie, a ten baran
stwierdził, że jednak wróci na swój pas i pozwoli mi
przejechać moim. Znów wyjechał mi na czołówę.
Skręciłem najmocniej na ile pozwoliła mi zastawianka by z powrotem
odbić w prawo, niestety przy tej prędkości nie można sobie
jeździć slalomem. Nie udało nam się bez szwanku wjechać na nasz
pierwotny pas ruchu. Poldek w końcu stanął na środku, a my
trafiliśmy go przednim lewym błotnikiem i połową maski. Jego
trafiłem w przedni lewy błotnik kasując mu dalej, drzwi kierowcy,
drzwi pasażera, szybę pasażera z tyłu, próg i tylne koło.
Przy uderzeniu zgniotło się całe przednie zawieszenie z lewej
strony. Koło miałem w poprzek i to ono nas wyhamowało jakieś 100
metrów dalej. Widząc wybrzuszoną maskę wiedziałem, że
dalej już nie pojadę. Zresztą kierownica już nie reagowała na
jakąkolwiek próbę manewru. Zostawiając na asfalcie 100
metrowy czarny pasek z gumy. Przy tej prędkości biorąc go na maskę
nie wyszlibyśmy z tego cało. Pasy bezpieczeństwa były tak luźne,
że można byłoby się nimi okręcić dwukrotnie. W związku z tym,
że to był już mój drugi poważny wypadek, wyszedłem z
autka całkiem na luzie. Radek drżał cały. Był niesamowicie
wkurzony na wafla, który nie potrafił szybko zjechać ze
skrzyżowania. Faktem jest, że cięliśmy całkiem szybko. Zaraz
przyjechały dwie lawety i po nich policja. Ponieważ uderzenie
odbyło się na moim pasie ruchu, pomimo nadmiernej prędkości Pan
Władza stwierdził, że wina jest po stronie wafla. Szczęście, że
nie było ofiar, w takim wypadku badaliby drogę hamowania i wtedy
beknął bym za wszystko. Pożegnałem się tamtego dnia z moją
zieloną bryczką, którą kupiłem 4 tygodnie wcześniej i
potroiłem jej wartość. Następnie poznałem w jaki sposób
działa Polski Zakład Ubezpieczeń który wypłacił mi za nią
8 milionów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz