piątek, 17 lutego 2012

Zastawka


Moje pierwsze auto.
W `98 będąc podmiotem gospodarczym postanowiłem kupić sobie pojazd. Ciepłego czerwcowego południa przyjechał do sklepu klient z Karczewa zieloną zastawą 1100. Była pięcio-drzwiowa, cztero biegowa i tak mi się spodobała, że wypaliłem klientowi pytanie czy nie chcę jej sprzedać. 'Dlaczego nie?' Odparł 'Ile?' Pytam '15 milionów', ja od razu '13 baniek'. '14 i jest pańska' 'Stoi' Po tak krótkiej negocjacji, pojechaliśmy do niego, na prędce spisaliśmy umowę i godzinę później byłem właścicielem najpiękniejszej zastawy 1100 na świecie. Nie było ważne, że podwozie było całe przerdzewiałe, że brała więcej oleju niż benzyny, gaźnik się zacinał, prędkość maksymalna wynosiła 90 km/h i wszystko w niej trzęsło się i skrzypiało jak w kurniku. Była moja i tylko moja i już nie musiałem prosić Brigitte o jej ukochanego maluszka by gdziekolwiek pojechać. Nazajutrz od razu z Marcinem, który wtedy u mnie pracował zamontowaliśmy 'sprzęt' grający. Mogłem się wtedy toczyć po Otwocku i okolicach furą z muzą i 'zimnym łokciem', słuchając nałogowo ballad metaliki i G'n's. Na początku padł w niej gaźnik to kupiłem nowy. potem okazało się, że cała tylna belka trzymająca koła jest spróchniała i w każdej chwili mogę zostawić koła na pierwszym dołku. Nic nie szkodzi, zaprowadziłem ją do Świdra i za 4 bańki pospawali mi cały spód. Na ognisku CB radiowców, pożyczyłem ją Mateuszowi <sąsiadowi z Batorego>, który już nią nie wrócił. Do dziś nie wiem jak on to zrobił, że przestawił rozrząd i pogiął zawory. Więc czekał mnie remont silnika. Remont zrobił mi mechanik na Okrzei, który znał się nie źle na zastawach. Za kolejne 14 baniek wyjechałem moim zielonym żuczkiem na test. Trasa testowa zawsze była ta sama, obwodnicą Otwocką ze Świdra do Otwocka Małego. Tym razem wyciągnęła 135 km/h. Ale byłem dumny. Wyprzedzałem wszystko. Miała tylko jedną wadę, coś było nie tak z układem kierowniczym. Jadąc prosto potrafił sam rzucić samochodem w lewo lub prawo na metr, co przy prędkości ponad 100 km/h bywało bardzo niebezpieczne. Wyprzedzałem raz na trasie testowej jakiegoś dziadka i właśnie w momencie wyprzedzania, rzuciło mnie około metra w stronę dziadka. Trochę mnie ta samowolka wystraszyła, a dziadek zaczął hamować i chyba z pół minuty jechał trąbiąc na mnie. Moją niepełnoletność zakończyłem mocnym akcentem. Mianowicie uśmiercając moją ukochaną zieloną bryczkę. Jechałem wtedy z Radkiem. Umówiliśmy się w kilka osób żeby wyskoczyć do kina do Warszawy. 
Ciągle się sypała, ale była moja :)
Brat Radka, Artur i Sławek pojechali kilka minut wcześniej kaszlakiem. Nie mieliśmy się co martwić. Zastawka latała 135 km/h więc spokojnie ich dogonimy. Artur pojechał Wałem Miedzeszyńskim, więc szybko przemknęliśmy ulicą Batorego i za chwilę byliśmy na Świdrach Wielkich na takim dużym skomplikowanym skrzyżowaniu. Przed skrzyżowaniem miałem na blacie 90 km/h, pamiętam bo nie zwalniałem tam nigdy. Mknęliśmy ulicą Kraszewskiego. Dojeżdżając do skrzyżowania, droga skręcała w lewo na tyle, że nie widziałem końca zakrętu. Zdziwienie moje sięgnęło zenitu gdy na mój pas ruchu zaczął powolutku wtaczać się stary polonez <prima>. Błyskawicznie opracowałem plan ominięcia go po angielsku, mianowicie z lewej. Byłem już na lewym pasie, a ten baran stwierdził, że jednak wróci na swój pas i pozwoli mi przejechać moim. Znów wyjechał mi na czołówę. Skręciłem najmocniej na ile pozwoliła mi zastawianka by z powrotem odbić w prawo, niestety przy tej prędkości nie można sobie jeździć slalomem. Nie udało nam się bez szwanku wjechać na nasz pierwotny pas ruchu. Poldek w końcu stanął na środku, a my trafiliśmy go przednim lewym błotnikiem i połową maski. Jego trafiłem w przedni lewy błotnik kasując mu dalej, drzwi kierowcy, drzwi pasażera, szybę pasażera z tyłu, próg i tylne koło. Przy uderzeniu zgniotło się całe przednie zawieszenie z lewej strony. Koło miałem w poprzek i to ono nas wyhamowało jakieś 100 metrów dalej. Widząc wybrzuszoną maskę wiedziałem, że dalej już nie pojadę. Zresztą kierownica już nie reagowała na jakąkolwiek próbę manewru. Zostawiając na asfalcie 100 metrowy czarny pasek z gumy. Przy tej prędkości biorąc go na maskę nie wyszlibyśmy z tego cało. Pasy bezpieczeństwa były tak luźne, że można byłoby się nimi okręcić dwukrotnie. W związku z tym, że to był już mój drugi poważny wypadek, wyszedłem z autka całkiem na luzie. Radek drżał cały. Był niesamowicie wkurzony na wafla, który nie potrafił szybko zjechać ze skrzyżowania. Faktem jest, że cięliśmy całkiem szybko. Zaraz przyjechały dwie lawety i po nich policja. Ponieważ uderzenie odbyło się na moim pasie ruchu, pomimo nadmiernej prędkości Pan Władza stwierdził, że wina jest po stronie wafla. Szczęście, że nie było ofiar, w takim wypadku badaliby drogę hamowania i wtedy beknął bym za wszystko. Pożegnałem się tamtego dnia z moją zieloną bryczką, którą kupiłem 4 tygodnie wcześniej i potroiłem jej wartość. Następnie poznałem w jaki sposób działa Polski Zakład Ubezpieczeń który wypłacił mi za nią 8 milionów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz